Planety widoczne gołym okiem. Podpowiadamy gdzie patrzeć i czym dokładnie jest parada planet
W sobotę 25 stycznia planety znajdą się w takich pozycjach, że uzbrojeni w naprawdę dobry sprzęt możemy dojrzeć aż sześć z nich. Gołym okiem spokojnie wypatrzymy trzy, może cztery. Chociaż o zjawisku popularnie mówi się, że planety ustawią się w jednej linii, Michał Witek z AstroLab wyjaśnia, że w rzeczywistości nie będzie to jednak dosłownie tak wyglądać.
Parada planet - które będzie można zobaczyć gołym okiem?
- Osoby, które nie znają się na gwiazdach i obrotach ciał niebieskich, słysząc takie zapowiedzi, mogą się spodziewać czegoś zupełnie innego. Trafniejsze jest określenie "parada planet". Patrząc na niebo wieczorem i praktycznie przez całą noc, nieuzbrojonym okiem - jeżeli oczywiście warunki pozwolą - świetnie będzie widać bardzo jasną Wenus, największą planetę - Jowisz, nieco trudniej będzie dostrzec Saturna, ale za to doskonale prezentuje się także Mars.
Michał Witek z Pszowa, który od ponad 30 lat pasjonuje się kosmosem, wyjaśnia, że Saturna warto poszukać przy pomocy mapy nieba.
- Nasza sąsiadka Wenus, po zachodzie Słońca jest najwyżej i świeci najjaśniej, zaraz po Słońcu i Księżycu. Z kolei sąsiad Mars, wyraźnie świecący na pomarańczowo, to planeta, którą dostrzeżemy bardziej na wschodnim horyzoncie. Wysoko na niebie świeci również Jowisz. Saturn jest dostrzegalny gołym okiem, ale można go pomylić z gwiazdą, dlatego warto skorzystać z mapy nieba, a najlepiej elektronicznego atlasu nieba.
Jak dodaje ekspert, tego rodzaju aplikacje są także bezpłatne. Po pobraniu na komputer lub smartfona, przy pomocy GPSa określamy nasze współrzędne geograficzne, by chwilę później zobaczyć wszystko co jest na niebie nad naszymi głowami.
Uran i Neptun dla posiadaczy teleskopów
Wspomniane cztery planety są w zasięgu naszego wzroku. Posiadacze teleskopów mogą się pokusić o poszukiwania najdalej oddalonych od nas planet - Urana i Neptuna.
- To gazowe olbrzymy, dużo większe od nas, ale znajdują się tak daleko od Ziemi, że do ich lokalizacji także polecam użyć mapy nieba, która wskaże, w jakim gwiazdozbiorze konkretnie szukać. Teleskopem można namierzyć te obiekty. Trzeba pamiętać, że jeżeli uda nam się zlokalizować Urana czy Neptuna, to nawet w bardzo dużym powiększeniu zobaczymy je jako niebieskawe kropeczki. Coś jak gwiazda, tylko o niebieskim odcieniu - dodaje Michał Witek.
Wenus jak księżyc i pierścienie Saturna
Ekspert poleca jednak przez oko teleskopu przyjrzeć się pozostałym planetom.
- Jeśli ktoś ma sprzęt, warto spojrzeć na Wenus, która w teleskopie świeci bardzo jasno. Ona ma fazy tak jak nasz Księżyc, bo to planeta, która jest bliżej Słońca niż my. To nie będzie okrągła kuleczka, przynajmniej teraz wieczorami, tylko raczej będzie przypominać w połowie oświetlony Księżyc.
Po Wenus, zwróćmy się w stronę Saturna, bo niedługo na dłuższy czas zniknie możliwość obserwacji jego pierścieni.
- Saturn będzie ustawiony w przestrzeni w stosunku do naszej planety z perspektywy równika. To znaczy, że na kilka lat znikną nam jego pierścienie. One są szerokie, ale niestety w niektórych miejscach bardzo, bardzo cienkie i z odległości prawie 2 miliardów kilometrów - kiedy ustawione są do nas z profilu, to niestety ich nie dostrzeżemy. Sytuacja zmieni się, kiedy Saturn znowu bardziej obróci się swoim biegunem, a nastąpi to dopiero około 2028 roku - zaznacza nasz rozmówca.
Jowisz i jego księżyce
Warto więc wykorzystać te momenty. Jak dodaje Michał Witek, jeszcze w lutym pierścienie będą widoczne. Kontynuując zachęca także, by poświęcić czas na obserwacje Jowisza.
- To planeta, która w tej chwili jest w korzystnym położeniu od nas. Będzie widać całego oświetlonego przez Słońce Jowisza. Zobaczymy jego kolorowe pasy chmur, bo tym są te pomarańczowo-brązowe pasy. Mamy szansę dostrzec cztery jego największe, najjaśniejsze księżyce, księżyce galileuszowe. I warto to poobserwować - jeżeli ktoś będzie miał warunki i ochotę - przez całą noc. Jowisz obraca się najszybciej z wszystkich planet, wiruje tak szybko, że doba tam trwa niespełna 10 godzin, więc jeżeli ktoś będzie wytrwały i zacznie obserwacje od razu po zachodzie Słońca i przetrwa do rana, to ma szansę zobaczyć większą część tarczy planety i przy okazji zaobserwuje ten piękny taniec największych księżyców wokół niego - zachęca specjalista z AstroLab.
Mars ze swoją czapą polarną i Merkury
Nie można też odpuścić bliższych obserwacji Marsa, również znajdującego się w sprzyjającej dla nas pozycji.
- Gołym okiem widać jego pomarańczowy blask, a przez duże teleskopy i w stabilnych warunkach atmosferycznych, jest szansa zobaczyć taką białą kropkę na samej górze planety i to jest biegun - czapa polarna, czyli zamarznięty dwutlenek węgla i trochę wody - wyjaśnia Michał. Co ciekawe, za niedługo do parady planet dołączy również Merkury.
- To planeta, która jest bardzo rzadko widoczna. Zawsze trzyma się Słońca. Zazwyczaj jest widoczna na kilkadziesiąt minut po zachodzie i ginie w słonecznym blasku. Jeżeli ktoś ma totalnie odsłonięty horyzont na zachodzie i nic mu tam nie przeszkadza, to po zachodzie Słońca będzie mógł polować na małą jasną kropkę, którą będzie najmniejsza planeta. Tak więc, jeśli ktoś trafi na ten moment, na pogodę i na możliwości obserwacyjne i sprzyjające ukształtowanie terenu, to za jednym razem zobaczy rzeczywiście paradę planet, bo może to być najniżej położony Merkury, kawałek wyżej bardzo jasna Wenus, trochę dalej, przesuwając się w stronę wschodniego horyzontu wysoko na południu będzie świecił Jowisz i później jeszcze Mars. No i jeszcze może Saturn gdzieś tam majaczyć na zachodzie - objaśnia pasjonat.
Wtedy jeżeli ktoś wyciągnie rękę i palec wskazujący i narysuje taką niewidzialną wirtualną linię w głowie, zaczynając od Merkurego albo chociaż od Wenus i połączy te wszystkie jasne kropki, które będą widocznymi planetami, to rzeczywiście zobaczy linię. A linia ta będzie płaszczyzną naszego systemu planetarnego, czyli Układu Słonecznego. Blisko tej linii poruszają się Słońce i planety.
Raz na kilka lat
Podobne układy planet na niebie zdarzają się co kilka lat. Ostatnią odnotowano w 2022 roku. Bardzo często widoczna jest Wenus (czasami jest „gwiazdą” wieczorną, a czasami „jutrzenką”), Mars z kolei czasem się oddala tak bardzo, że jest ledwo dostrzegalny. Ale kiedy wraca potrafi być tak blisko, że staje się najjaśniejszym obiektem dorównującym blaskiem Wenus. - Pamiętam taki rok, to była tzw. Wielka Opozycja Marsa, bodajże w 2003 roku. Wtedy przez taki mały plastikowy teleskopik, bardzo lekki, który powiększał jedynie jakieś pięćdziesiąt razy, było widać nie tylko czapę polarną, ale te ciemniejsze obszary - duże, ciemne regiony, zwane często marsjańskimi „kontynentami”; robiło to ogromne wrażenie. A taka Wielka Opozycja zdarza się bardzo rzadko, raz na kilkadziesiąt lat.
Jak dodaje Michał Witek, warto często patrzeć w niebo, bo stale dzieje się tam coś interesującego. W styczniu na przykład Księżyc zakrył Saturna, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem. AstroLab prowadził relację na żywo. - To była piękna rzecz - dodaje Michał.