Nauczycielom, których pamiętam…
Edukacja jest ostatnio tematem często obecnym w mediach. Szczególnie mocno zauważamy to 14 października w rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej. Czy to dobry dzień na utyskiwanie, krytykowanie, czasem atakowanie, albo też bezkrytyczne idealizowanie pedagogów – niech każdy oceni sam. Może jednak w tym dniu pomyślmy o tych nauczycielach, do których wracamy pamięcią, mimo upływu lat.
Na początku była pani Erika z jednego z jastrzębskich przedszkoli. Przepadały za nią wszystkie dzieci z naszej grupy. Wiadomo, co się wówczas robi – śpiewa piosenki, maluje, rysuje, wycina, tworzy szlaczki. Przychodzi czas na poznanie pierwszych liter i jakoś tak nauka sama się dzieje, kiedy jeszcze dzieciaki nie wiedzą, że to nauka. Był to dla nas wyjątkowo dobry czas. Przez pierwsze lata podstawówki często wpadaliśmy na przerwie do swojego starego przedszkola, bo akurat znajdowało się koło szkoły. Myślę, że wielu z nas pamięta swoją pierwszą nauczycielkę czy nauczyciela z przedszkola. Co już świadczy o tym, że była to dla nas wyjątkowa osoba.
Szkoła podstawowa to dla mnie przede wszystkim pierwszy nauczyciel i wychowawca, uczący w klasie I-IV. Jedyni w całym mieście mieliśmy pana, a nie panią, czego zazdrościły nam inne klasy. Wówczas, na początku lat 80. chyba wcale nie czuliśmy, że chodzimy do komunistycznej szkoły z jakimiś specjalnymi rygorami. Chętnie braliśmy udział w przedstawieniach teatralnych, wyjeżdżaliśmy na wycieczki, uczyliśmy się o świecie, który jeszcze nie był pokawałkowany na te wszystkie przedmioty. Każda wycieczka, nawet ta po najbliższej okolicy, okazywała się być ciekawą przygodą. Na jednej z nich łapaliśmy stonkę do butelek po oranżadzie i wcale nie wiedzieliśmy, że uczymy się biologii. Pamiętam, że fascynowały nas jej kolory i sposób na życie, jaki sobie obrała. Kiedy zdarzyła się nam choroba, to potrafiliśmy uciec mamie z domu i… przyjść na lekcje. Nasz nauczyciel chętnie wprowadzał różne ciekawe rozwiązania dydaktyczne, o czym rzecz jasna wówczas nie wiedzieliśmy. A potem to już przyszła proza życia każdy przedmiot to inny pedagog, inna sala i różne podejście do swojego zawodu.
Po 8 latach kolejny etap kształcenia i znowu nowi nauczyciele. Na tym poziomie doskonale pamiętam lekcje historii. Mieliśmy je z panią, która uchodziła za przysłowiową kosę. Zawsze bardzo dobrze przygotowana do lekcji, ale co najważniejsze niesamowicie opowiadała. Tej historii dało się słuchać. To wówczas daty, fakty i nazwiska zaczęły układać mi się w zrozumiałą, sensowną całość. A historia nie była jednym z kolejnych tych nudnych przedmiotów, który trzeba po prostu zaliczyć i mieć z głowy. Dziś, po latach, doceniam również dydaktyczne przygotowanie do lekcji i różne ciekawe rozwiązania metodyczne. Po tych zajęciach kolejne, ale już z innym nauczycielem, nigdy nie osiągnęły takiego poziomu. Ale cóż, trudno jest dorównać najlepszym, a nie każdy obdarzony jest talentem pedagogicznym. A lekcje, o których piszę były dla mnie bezcennym doświadczeniem, do których często wracam wspomnieniami.
Po kolejnych latach spędzonych w jastrzębskich szkołach przyszedł czas na nauczycieli akademickich na Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, gdzie studiowałam historię. Tak, dokładnie tej komisji, która ma swoje święto 14 października. Na uczelni mieliśmy okazję spotykać różnych wykładowców, zajmujących się wybranymi epokami historycznymi. Jak to w życiu bywa, jedni z większym polotem, drudzy mniejszym. Gdyby ktoś na pierwszym roku powiedział mi, że pracę magisterską napiszę z dydaktyki historii, to bardzo bym się zdziwiła, bo było mi raczej bliżej do wojen XVII wieku czy historii najnowszej, niż jakiejś tam dydaktyki. Bo niby o czym ona właściwie jest? – myślałam wtedy, na początku studiów. Ale to przecież sens wszystkiego, co w szkole się dzieje lub może się stać. Bo słowo didaktikos z języka greckiego znaczy umiejętność nauczania lub nadający się do nauczania. To uczenie dzieci i młodzieży, ale i ciągłe uczenie się (nauczyciela), również człowieka w czasie całego jego życia. I od tej nauki nie da się uciec, gdyż jest nieodzowną częścią naszej egzystencji. Wracając do zajęć z dydaktyki, mój ówczesny profesor i jednocześnie szef Katedry Edukacji Historycznej powiedział nam, że możemy obalić wszelkie dotychczasowe teorie naukowe w dziedzinie metodyki i nie musimy się z nimi zgadzać, jednak pod warunkiem, że będziemy je dokładnie znali. Cóż, nie było wyjścia i trzeba było je poznać.
W końcu praca i kolejni dyrektorzy, szefowie, zwierzchnicy - ma ich każdy w swoim zawodzie. Paradoksalnie oni też są nauczycielami, niekoniecznie mając takie wykształcenie. Dobrze, jeśli inspirują, pokazują, tłumaczą, czasami wyjaśniają. Takie rozmowy wiele wnoszą do naszej pracy i wpływają na to, jakimi ludźmi się stajemy. Mieć takie doświadczenia to bezcenna nauka, tym bardziej je doceniam.
Żaden nauczyciel nie jest doskonały i pewnie większość z nich stara się dobrze wykonywać swój zawód, który czasem jest czymś więcej i wtedy nazywamy to powołaniem. Coś jednak decyduje o tym, że pamiętamy akurat tych, a nie innych. Każdy z nas ma swoją listę pedagogów, których z pewnych powodów wspomina. I właśnie to wszystko zamyka się w jednym słowie – edukacja. A jakie jest pochodzenie tego słowa? Wywodzi się z języka łacińskiego od słowa educatio, educare, co ma szerokie znaczenie: karmić, opiekować się, wyprowadzić, wydobyć, podnosić, wychować, gruntownie nauczać, wyuczać. To nigdy nie było i nie będzie łatwe zadanie, ale każda próba podjęcia go ma sens.
Mam pytanie czy pamięta ktoś nauczyciela języka rosyjskiego Józefa pitiłe
Niedawno zmarł mój nauczyciel fizyki z II LO, pan Wiesław Bińczak.
Oj ciężkie to były lekcje, szczególnie z przerabiania zbioru zadań Mendla.
R.I.P.
~sexy_lady 100% racji! Nie powinno być w ogóle trójki klasowej uważam.Te pierdoły na dzień chłopca,dzień kobiet,można sobie darować.Zamiast tego normalny nauczyciel organizuje dyskotekę klasową,dzieci we wlasnym zakresie przynoszą na nią przekąski,łączy się stoły i świetnie się bawi.Nauczyciel jest od wymyślania zabaw (przynajmniej w klasach 1-3) i naprawdę korona z głowy nie spadnie!Dzień nauczyciela?zbiórka po 5zł i kwiatek dla wychowawcy i nauczyciela wspomagającego od całej klasy (jeśli taki jest),żadne obdarowywanie innych nauczycieli,czy dyrekcji.Wigilijka klasowa?Ustala się kwotę z dziećmi,symboliczną 20zł i kupuje się prezent koleżance/koledze z ławki,którą się zna!Zakończenie roku?To samo,zbiórka po 5zł na 2 kwiatki.I ile wynoszą klasowe?30zł!!!Czy potrzebna do tego jest trójka klasowa?Oczywiście,że nie!Festyny?A po cóż komu to?By włazić w 4 litery dyrekcji?Nie,stanowcze nie.Popieram poniżej
Zlikwidować trójki klasowe !W jednej ze szkół wymyślają prezenciki ,pieczenie ciast i ich sprzedaż w słodkie piątki a nadwaga widoczna gołym okiem wszystko to bo parę lizusów pompuje atmosferę w imię lepszego traktowania swoich dzieci a co to jest szkoła podstawowa czy instytucja kucharz -kelner - sprzedawca ?W szkole zamiast nauki mamusie te które lubią lizać cztery litery opowiadają o robieniu festynów itd itp Co najgorsze nauczycielce to odpowiada a te ciasta ochydne ,tłuste ,niezdrowe .Gonić to ze szkół !!!Szkola jest od nauki a nie od festynów i pieczenia ciasta !
~mysz (178.43. * .34) ale dziś już niestety w podstawówce nie ma takich nauczycieli.Uczniom z problemami"domowymi" i w nauce wcale praktycznie się nie pomaga...Co to jest ta jedna godzina wyrównawczych na tydzień,pamiętam jak w latach-90tych moja wychowawczyni sama siedziała z tymi dziećmi po lekcjach,robiła im herbatę,rozmawiali,rozwiązywali zadania.Wychowawca to był ktoś, na kim można było polegać,ktoś kto znał sytuację w domu,potrafił pocieszyć ale też zmusić do nauki,ktoś kto chętnie jeździł na wycieczki szkolne,dbał o to by każda klasowa impreza była ekstra,przy minimalnej pomocy rodziców,ktoś kto potrafił zgrać klasę i był ostrym przeciwnikiem tworzenia "grupek".Teraz wychowawca myli imiona dzieci,które nie są przydupasami a których rodzice nie angażują się w komitety,za pierdoły dosłownie pierdoły wpycha dziecko do psychologa szkolnego,zamiast samemu z nim najpierw porozmawiać.A dzieci,które mają ponadprzeciętną wiedzę traktuje jak chorych na umyśle,problemowych i źle uczących się nie lubi,tylko specjalną kategorię jak to wspomniała niżej pani-przydupasy-zwykle dzieci innych nauczycielek lub aktywnie działających rodziców na rzecz szkoły,choć te ich dzieci,wcale nie mają super ocen,wcale nie otrzymały wysokich wyników z egzaminów,wygrały co najwyżej jakiś plastyczny konkurs dla madek lub inny domowy konkurs,co z wiedzą nie ma nic wspólnego.Podsumowując-dzisiejszy nauczyciel nie lubi głupków,prymusów i problemowych dzieci,uwielbia tylko lizusów
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o swoich nauczycielach.Wroce do lat 60-tych ubiegłego wieku. TO była
zupełnie inna szkoła. Czy lepsza czy gorsza trudno mi ocenić.Nauczyciel to był KTOŚ.MIELIŚMY DUŻY SZACUNEK DO NAUCZYCIELI.Moim drogowskazem były dwie nauczycielki PANI ELŻBIETA SAMOL ORAZ PANI ELFRYDA BIELASZKA.Pierwsza nauczyła mnie pisać i czytać natomiast ta druga pokazała mi swiat.Swiat flory i fauny.Bywalo różnie jak to w szkole ale to były i są moje autorytety.Te dwie kobiety ukształtowały moją osobowość. Zawsze mówiły żeby kimś być to trzeba się uczyć. MIAŁY RACJĘ. Skończyłam studia i coś tam jeszcze.Pracowalam w wymarzonym zawodzie.(obecnie już na emeryturze). Chociaż nie ma już ich wśród nas zawsze pozostaną w mojej pamięci. Pozdrawiam wszystkich nauczycieli.Wasza pracą nie idzie na marne.Duzo cierpliwości życzę.
To smutne co napisałaś ale wiele w tym racji.Ogólnie moje doświadczenie jest takie,że nauczyciele większości podstawówek ch**a robią a tylko jęczą,że kasy mają mało.Nie ma porównania ze szkołą średnią. W naszym regionie,żorskim,wodzisławskim,rybnickim,jastrzębskim naprawdę są dobre szkoły średnie i zapewniam cię,że jak dziecko wybierze dobre liceum to będzie mega zadowolone.Moje dziecko twierdzi,że wreszcie uczą nauczyciele z pasją a nie za karę.
Niestety dzisiejsza szkoła nie jest dla uczniów lecz wyłącznie dla nauczycieli ewentualnie ich dzieci w tych szkołach gdzie uczą .Szkoly stacjonarne powinny być zlikwidowane a powołane do życia szkoły w chmurze ,zdalne i kierowane przez sztuczną inteligencję .Budynki szkół powinno zrównać się z ziemią aby dzieci i młodzież nie miały już złych wspomnień (tyle samobójstw! ) w tych miejscach zasadzić drzewka zrobić parki a nauczyciele przekwalifikować gdziekolwiek .