Portugalia i do domu. Koniec długiej podróży "SH"
Członkowie Stowarzyszenia Szeroki Horyzont dotarli do Portugalii. Był to ostatni przystanek na mapie podróży. Później już tylko podróż do domu. Oto relacja.
Po Sewilli skierowaliśmy się w stronę Portugalii. Nocleg ze względu na znaki zabraniające rozbijania obozowisk na plaży spędziliśmy przy polach golfowych - jak się okazało rano - ekskluzywnej dzielnicy Lagos. Potem wylądowaliśmy na bajecznej plaży, otoczonej klifami. Woda w oceanie jest zimna, ale warto ponurkować, bo przy skalistych plażach na prawdę jest co oglądać. Podobnie jak w Chorwacji trzeba uważać na jeżowce.
W drodze do Lizbony, do której wjechaliśmy 17 kilometrowym mostem- największym w Europie, spaliśmy na jednym z parkingów pod miastem. Tym razem obudziły nas służby porządkowe i dały worki na ewentualne śmieci, ale znów obyło się bez problemów. Odwiedziliśmy najważniejsze punkty miasta - m.in. łuk triumfalny i Castelo de Sao Jorge, z którego rozpościerała się piękna panorama na całą Lizbonę i rzekę Tag przejechaliśmy przez Sintrę i dotarliśmy do Praia Grande w Colares. Przy zachodzie słońca nad oceanem obserwowaliśmy zmagania surferów. Podszedł do nas wtedy właściciel pobliskiej knajpki - były marynarz, który usłyszawszy o naszej podróży pozwolił skorzystać z łazienek i rozbić namioty na plaży, a my szczęśliwi, że nie musimy szukać miejsca na nocleg odwdzięczyliśmy się polskim trunkiem.
W Portugalii byliśmy również w Fatimie w słynnym Sanktuarium, gdzie trafiliśmy na mszę świętą i wpisaliśmy się do księgi pielgrzymów. Kilka kilometrów od miejsca Objawienia NMP znajdowała się wioska św. Łucji, jej dom, oraz miejsce gdzie całej trójce objawił się Anioł. Ze źródła zaczerpnęliśmy wody i kierowaliśmy się dalej.
Ze względu na ceny paliw w Portugalii zatankowaliśmy na tyle, żeby dojechać do Hiszpanii. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że większość hiszpańskich stacji jest w nocy zamknięta. Gdy włączyła się rezerwa zaczęło się robić ciekawie, ale ostatecznie udało się nam znaleźć czynną stację i do 80-litrowego baku wlaliśmy 82 litry.
W drodze powrotnej do domu przejechaliśmy przez malowniczą, położoną w górach Andorę, gdzie na postoju podeszły do nas wolno pasące się krowy z dzwoneczkami na szyi. Andora to kraj ze strefą bezcłową - warto zakupić tam paliwo czy alkohol, trzeba jednak pamiętać o obowiązujących limitach.
Poza autostradami niełatwo jest znaleźć stację z prysznicem, więc nocą zdesperowani wykąpaliśmy się za 2 euro na myjni samochodowej i zaliczamy to do niezapomnianych punktów wyprawy.
W Szwajcarii odpoczęliśmy nad Jeziorem Genewskim, zobaczyliśmy siedzibę ONZ i skierowaliśmy się w stronę Zurichu, przez który zrobiliśmy nocny spacer. Wcześniej spotkaliśmy Polkę, która ostrzegła nas, że Szwajcaria to niejako państwo policyjne i że należy przestrzegać przepisów ruchu drogowego. Zdarza się, ze jeden kierowca zadzwoni na policję, gdy widzi, że inny jedzie z nadmierną prędkością. Przykładowo - przekroczenie prędkości o 8km kosztuje 100 franków.
Podróż powrotna szybko przebiegła przez Niemcy - najlepsze i darmowe autostrady w Europie.
Niestety to już koniec naszej wyprawy. Dojechaliśmy szczęśliwie do domów. Z wyliczonych 8000 km zrobiło się 9500 km, nie zawsze szło wszystko zgodnie z planem, nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkiego co zakładaliśmy, ale z drugiej strony udało się przypadkowo trafić w wiele innych wspaniałych miejsc. Pełni wrażeń, nowych doświadczeń i nawiązanych znajomości na pewno będziemy pamiętać o tej podróży przez całe życie.
Bardzo dziękujemy za wsparcie firmie Skale z Krakowa, patronom medialnym, firmie CarLet24 za atrakcyjną cenę wynajmu busa i Wam wszystkim, którzy trzymaliście za nas kciuki. Do następnej wyprawy!
to co fajne szybko sie konczy...
no i dobrze, że \"szwajcaria to państwo policyjne\", gdy widzę co wyprawiają niektórzy \"rajdowcy\" na Ruptawie to ciarki przechodzą po plecach. Najgorsze jest to, ze taki wyczynowiec może zabić kogoś jadącego zgodnie z przepisami.
Najlepsze zdjęcie z myjni. Witamy w kraju :)