Renata Reszka z Fundacji Nasze Dzieci: Czasem wsparcie emocjonalne jest o wiele ważniejsze niż finansowe
– W wielu przypadkach okazuje się, że ktoś zgłasza się po konkretną pomoc finansową, a tak naprawdę potrzebuje porozmawiać z drugim człowiekiem – mówi Renata Reszka, pracownik socjalny Fundacji Nasze Dzieci z Kornic.
– Adam Wita: Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się do Ciebie ludzie?
– Renata Reszka: Problemy najczęściej dotyczą niepełnosprawności. Kiedy rodzi się dziecko niepełnosprawne, ja podpowiadam, w jaki sposób można załatwić, np. orzeczenie o niepełnosprawności lub dofinansowanie na zakup sprzętu. W wielu przypadkach jest to pomoc w przygotowaniu dokumentów.
– A.W.: Jakie jeszcze pisma pomagasz pisać?
– R.R.: Różnego rodzaju podania i wnioski do sądu, np. o podział majątku po zmarłym czy o alimenty. Dla wielu osób są to trudne rzeczy, bo nie mają na co dzień do czynienia z pisaniem takich pism. Mi jest zdecydowanie łatwiej, bo „siedzę” w tych tematach. Nie zawsze więc trzeba od razu kierować się do prawnika i płacić za sporządzenie takich dokumentów.
– A.W.: Od orzeczenia o niepełnosprawności po sprawy spadkowe. To bardzo szeroki zakres tematów.
– R.R.: Moje działania są bardzo elastyczne. W zależności od potrzeby pomagam w rozwiązywaniu bardzo różnych problemów. Takie jest życie, przynosi nam codziennie inne wyzwania. W wielu przypadkach okazuje się, że ktoś zgłasza się po konkretną pomoc finansową, a tak naprawdę potrzebuje porozmawiać z drugim człowiekiem.
– A.W.: Czyli musisz być też po trochę psychologiem?
– R.R: Tak, często przeprowadzam takie rozmowy. Zdarza się, że ktoś chce np. żeby mu pomóc w wypełnieniu wniosku o zasiłek lub dofinansowanie do rehabilitacji, a kończymy na rozmowie wspierającej i kieruję taką osobę na kolejne rozmowy do psychologa. Czasami ktoś o wiele bardziej potrzebuje wsparcia emocjonalnego niż finansowego. Jeżeli sama nie potrafię w czymś pomóc, to kieruję do innych osób, które udzielają wsparcia.
– A.W.: Do kogo jeszcze możesz skierować tych, którzy się do Ciebie zwrócą?
– R.R.: Często kieruję do specjalistów, pomagam w kontakcie z lekarzem. Kiedy kompletuję dokumentację i weryfikuję wniosek np. o dofinansowanie na podnośnik czy wózek dla niepełnosprawnych, to rozmawiamy i zastanawiamy się w jaki sposób jeszcze można pomóc. Podpowiadam, że można starać się o dodatkowe dofinansowanie np. z PFRON czy NFZ. Rozwiązujemy problem całościowo, korzystając z różnych sposobów.
– A.W.: Czy zawód pracownika socjalnego jest w jakiś sposób uregulowany prawnie?
– R.R.: Tak, jest to opisane w przepisach ustawy o pomocy społecznej. Najważniejszym zadaniem pracownika socjalnego jest zapewnienie podopiecznym podstawowych warunków do życia, czyli zorganizowanie pomocy finansowej, rzeczowej oraz psychologicznej. Poza tym, staram się być dyspozycyjna, mogę jechać w środowisko, jeżeli jest taka potrzeba.
– A.W.: Czy zdarzają Ci się nieprzewidziane sytuacje, kiedy musisz nagle jechać „w teren”?
– R.R.: Zdarza się. Była taka sytuacja, kiedy zmarł jeden z pracowników firmy Eko-Okna. Jak tylko się o tym dowiedziałam, od razu zadzwoniłam do jego matki i mimo traumy, chciała się ze mną spotkać. Pojechałam do niej i razem płakałyśmy. Potrafię sobie wyobrazić, czym jest dla matki utrata dziecka. Chociaż nasz pracownik zmarł, staramy się w takiej sytuacji nie zostawiać jego najbliższych bez wsparcia. Czasami to nie wynika wprost z obowiązków, ale często z wewnętrznej potrzeby pomocy. Dziś z kolei byłam u starszej Pani, która potrzebuje wsparcia.
– A.W.: Co się stało?
– R.R.: Jeden z pracowników poprosił mnie o pomoc w sprawie starszej kobiety. Pojechaliśmy do jej domu, zobaczyć w jakiej jest sytuacji. Okazało się, że 90-latka żyje w takich warunkach, że trudno je sobie wyobrazić w XXI wieku, a pieniądze z emerytury biorą jej dzieci i wnuki. Będę kontaktować się z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, żeby się nią zajęli.
– A.W.: Takie historie znamy z interwencyjnych programów telewizyjnych, a dla Ciebie to codzienność?
– R.R.: Tak, czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie dramaty dzieją się niedaleko nas, za płotem czy za ścianą. Ta kobieta przeżyła Sybir, a dziś mieszka w rozwalającym się domu zamykanym na kłódkę. Nie wyobrażam sobie, żeby nie pomóc w takiej sytuacji. Nie zamykam się tylko na potrzeby pracowników firmy.
– A.W.: Jak trafiają do Ciebie potrzebujący pomocy? Jak znajdują kontakt?
– R.R.: Często trafiają do mnie od psychologa, ale najwięcej ludzi kontaktuje się z polecenia innych osób, którym już wcześniej pomogłam. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo pracownicy firmy Eko-Okna są wrażliwi i wyczuleni na potrzeby innych. Zgłaszają się nie tylko z prośbą o pomoc dla samych siebie, ale też dla innych. To bardzo budujące i dające nadzieję, której wszyscy potrzebujemy.