„Matka Boska z nami jechała na Syberię” [Wideo]
Ryszard Czernecki, mając 7 lat, został wraz z mamą zesłany na Syberię. Mieszkał w dawnym województwie wołyńskim, które zajęli Rosjanie we wrześniu 1939 roku. On, jak i tysiące Polaków zostali wypędzeni z rodzinnego domu i wywiezieni aż za Ural, do Azji. Pan Czernecki od lat niestrudzenie przypomina o gehennie narodu polskiego. Nieustannie podkreśla, że jest to winny, tym, którzy na zawsze zostali na obcej ziemi. Przeciwstawia się też zemście i waśni między narodami.
Ludzie płakali z rozpaczy
10 lutego 1940 roku był dla 7-letniego Ryszarda Czerneckiego dniem, który zapamiętał do końca życia. Wówczas do jego domu, w dawnym województwie wołyńskim, w nocy załomotali czerwonoarmiści i rozkazali natychmiast się pakować. Czasu dali niewiele, po czym małego chłopca wraz z mamą, wsadzili na sanie i zawieźli na dworzec kolejowy. Tak zaczęła się ich podróż w głąb Związku Radzieckiego. Panowała wówczas bardzo ciężka, mroźna zima.
- Już przed wejściem do pociągu widziałem, że wszyscy płakali. Jechali z nami nie tylko Polacy, ale też Ukraińcy i Żydzi. W wagonie dawali nam do jedzenia suchy chleb i wodę. Okna były zabite deskami, ale mi udało się dojrzeć wielki napis Europa – Azja. Nasza podróż trwała aż do kwietnia, kiedy dojechaliśmy do kołchozu Krasnyj Oktiabr. Początkowo zakwaterowano nas w dużej sali, później trafiliśmy do jednej z tamtejszych rodzin. Była to babcia z wnukami zamieszkująca mały pokoik. Do nich właśnie nas dokwaterowano. Była do nas przychylnie nastawiona. Naszym kolejnym lokum była ziemianka. Mamusia musiała pracować. Robiła różne rzeczy, od zajmowania się krowami, po pracę na warsztacie mechanicznym. Później i ja musiałem zarabiać na chleb i pasłem krowy. Pamiętam, jak raz zaatakowały je wilki i jedną z nich rozszarpały. Wraz z niewiele starszym kolegą starałem się jakoś przepędzić drapieżniki, bo przecież odpowiadaliśmy za bydło - wspomina pan Ryszard.
Matka Boska na Syberii
Pakując się w pośpiechu, mama pana Ryszarda zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zapomniała o obrazku Matki Boskiej. Nasz bohater ma go do dzisiaj w swoim domu i ze wzruszeniem opowiada o sile, jaką czerpał wraz z mamą z modlitwy.
- Religia, wiara była zawsze dla nas ważna. Pomagała przetrwać najtrudniejsze chwile. Modlitwa dodawała nam sił i pomagała wierzyć, że kiedyś powrócimy do Polski, że ten trudny czas się skończy. Można powiedzieć, że Matka Boska była tam z nami i z nami wróciła do kraju. Moja mama nigdy nie zdecydowała się przyjąć obywatelstwa radzieckiego, chociaż ją do tego namawiano. Trwała przy polskości i katolicyzmie - wspomina pan Ryszard.
To pozwoliło im ubiegać się o prawo do powrotu do domu. Byli obywatelami polskimi i choć nigdy z kraju dobrowolnie nie wyjechali, to znaleźli się daleko poza nim.
Oddaję hołd wszystkim matkom
Wiele mówi się o bohaterstwie mężczyzn w czasie II wojny światowej. Jednak Ryszard Czernecki oddaje hołd matkom, które przejęły na swoje barki ocalenie dzieci i utrzymanie ich. Nierzadko mężowie – jak tata pana Ryszarda – zostali wymordowani przez zbrodniczy reżim komunistyczny.
- Część matek była na tyle silna, że nie zgodziły się na obywatelstwo radzieckie. Inne natomiast zdecydowały się je przyjąć. Były to panie zamężne z Polakami, lecz mające inną narodowość. Wówczas kierowały się dobrem dzieci. Nie mogły więc później liczyć na powrót do kraju. Kiedy wyjeżdżaliśmy, żegnały nas ze łzami w oczach. Zostały tam i podjęły trud wychowania dzieci. To właśnie im zawdzięczamy to, że żyjemy - naszym kochanym mamom - podkreśla pan Ryszard
Człowiek człowiekowi przyjacielem?
Czy można powiedzieć, że w tamtych okrutnych czasach II wojny światowej człowiek był człowiekowi bratem, przyjacielem i miał siłę okazać zrozumienie i wsparcie?
- Zesłali nas daleko nie tylko poza Polskę, ale również poza Europę. Zawsze będę powtarzał, że bez pomocy tamtejszych ludzi nie przetrwalibyśmy. Znaleźliśmy się w obcym kraju, w skrajnie trudnych warunkach, zmuszeni pracować czy to w kołchozie, czy przy wyrębie lasów. Ludzie, do których trafiliśmy, pomogli nam. Nauczyli nas, jak sobie z tym wszystkim radzić. Zresztą również i oni byli ofiarami tego okrutnego systemu. Dzielili taki sam los, jak my. Wcale nie byli w lepszej sytuacji. Może jedynie byli bardziej przystosowani do warunków, jakie tam panowały. Oczywiście, czasem dochodziło do sporów czy niesnasek, ale to zawsze się zdarza, szczególnie między młodymi chłopakami - wspomina pan Ryszard Czernecki.
Luzie ze wzruszeniem całowali ziemię
Kiedy zakończyła się II wojna światowa Polacy, którzy przeżyli, mogli wrócić do kraju. Wielcy tego świata nazwali to repatriacją, ale cóż to za repatriacja, kiedy oni nigdy z Ojczyzny nie wyjechali. Województwo wołyńskie znalazło się poza granicami nowej Polski i trzeba było jechać dalej. Tak pan Ryszard trafił do Gryfina nad Odrą.
Znowu pociąg, tym razem już w stronę Ojczyzny
- Ponownie zobaczyłem napis Europa-Azja. Kiedy wróciliśmy na stronę europejską, starsi zaczęli śpiewać hymn i rozległy się słowa: „Jeszcze Polska nie zginęła!” Wszystkich ogarnęło wzruszenie. Następnie przejechaliśmy nową polsko-radziecką granicę i na pierwszej stacji ludzie wypadli z wagonów i zaczęli całować polski kraj, polską ziemię. Pamiętam, że w pobliżu znajdował się mały kościółek i ludzie padli na kolana w dziękczynnej modlitwie. Wreszcie byliśmy znowu u siebie. Doczekaliśmy ukochanej Ojczyzny. Tak dojechaliśmy z mamą do Gryfina nad Odrą - wspomina pan Ryszard.
Przesłanie dla młodego pokolenia
- Moja rodzina doznała wielkiej krzywdy, jak i tysiące Polaków w czasie II wojny światowej. Moje przesłanie do młodzieży, do ich rodziców, do pedagogów jest takie, aby pamiętali. Blizny pozostaną w naszych sercach, a pamięć w umysłach. Nie rozdrapujcie ran, które są zagojone. Nie róbcie drugiemu człowiekowi krzywdy - zemstą nienawiścią i innymi niepotrzebnymi słowami. Nienawiść, złość, zemsta nie daje nic dobrego, tylko rodzi zło. Brońmy się przed tym. Nie tylko my, ale wszystkie pokolenia po nas. Pamiętajcie, że ostre słowa, niegrzeczne słowa, ranią bardziej niż ostrze miecza - mówi na zakończenie Ryszard Czernecki.
"Ponownie zobaczyłem napis Europa-Azja."
Nie bylo takich napisow. Gosc glupoty pierdzieli.
Dzieci wracaly do domow przez Iran, Indie, Liban i Afryke.
Warto poznac historie "Dobrego Maharadzy".
Pieknie opowiada powrot dzieci Hanka Ordonowna w ksiazce "Tulacze dueci".
Po angielsku i persku dostepna jest przepiekna pozycja "Children of Esfahan" ze zdjeciami Polakow w Iranie.
"Od hajnowki do Pahlavi" Anny Mironowicz to kolejna interesujaca ksiazka.
Pahlavi to dawna nazwa Bandar e Anzali.
Tam, na plazy, Polacy przechodzili kwarantanne.
W Anzali, na ormianskim cmentarzu, sa groby Polakow.
Groby Polakow znajduja sie tez w Teheranie, Esfahanie i w kilku innych miastach.
Groby to groby glownie dzieci.
Pan Rysiek to spoko gość, można godzinami słuchać jego opowieści