Dopalacze w natarciu mimo zakazu
We wrześniu do wodzisławskiego sanepidu trafiły zgłoszenia o handlu dopalaczami
W ostatnich dniach w całym kraju nie brakuje doniesień o rozwoju dopalaczowego biznesu. Jak się okazuje, temat dotyczy także i naszego regionu. We wrześniu do wodzisławskiej stacji sanitarno-epidemiologicznej trafiły dwa zgłoszenia dotyczące handlu dopalaczami. Jeden przypadek odnotowano w Wodzisławiu, drugi w Jastrzębiu. Inspektorzy zabezpieczyli znajdujący się tam towar i pobrali próbki do analizy. Sprzedający towar oczywiście o fakcie sprzedaży dopalaczy nic nie wiedzieli tłumacząc się inspektorom sanepidu, że „oni tu tylko pracują”.
Na wieczorek kawalerski
Podobne zgłoszenie w wodzisławskim Sanepidzie miało miejsce w tym roku w marcu. – Chodziło o znajdujący się w Jastrzębiu kiosk z tzw. artykułami kolekcjonerskimi – mówi Barbara Orzechowska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Wodzisławiu. – Co ciekawe artykuły te zachwalano na wieczory panieńskie.
Po analizie pobranych próbek okazało się, że znajdowały się w nich środki psychoaktywne mogące stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia. Na wyniki ostatnich, wrześniowych kontroli trzeba jeszcze poczekać. Jeśli okaże się, że w próbkach znajdują się dopalacze, wszczęte zostanie postępowanie administracyjne, zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii. Sanepid wydaje wówczas decyzję zakazującą sprzedaży czy też wytwarzania tej trucizny oraz obciąża właściciela sklepu lub wytwórcę kosztami badań. Za produkcję i handel dopalaczami grozi też kara finansowa od 20 tys. zł do miliona, w zależności od rodzaju wytworzonego, bądź wprowadzonego do obrotu środka.
- Zważywszy, że dwa lata był spokój z dopalaczami i nie mieliśmy żadnych zgłoszeń, to dwa ostatnie zgłoszenia świadczą o tym, że problem jest i się nasila – mówi dyrektor Orzechowska. – Słyszę o nim także od kolegów z innych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Patrząc na to, jak dużo młodzieży „kręciło się” wokół kiosków z dopalaczami, niestety zapotrzebowanie na nie ciągle jest.