Dlaczego Wyklęci?
68 lat temu, dnia 1 marca 1951 roku został wykonany wyrok śmierci na 7 członkach kierownictwa IV Komendy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". 68 lat temu, dnia 1 marca 1951 roku "każące ramię sprawiedliwości ludowej", nie pierwszy i nie ostatni raz dosięgnęło tych, którym śniła się Wolna Polska. Jeszcze z inicjatywy Prezydenta RP śp. Lecha Kaczyńskiego w dniu 3 lutego 2011 roku Sejm RP ustanowił dzień 1 marca Narodowym Dniem Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Dla porządku należy przypomnieć, że pomysłodawcą wyboru na to święto tego akurat dnia był śp. Janusz Kurtyka, były Prezes IPN.
Wcześniej różnie się mówiło o tych, którzy jako pierwsi rozpoczęli walkę o Wolna Polskę. Komuniści i ci, którzy ulegli powabowi ich jedynie słusznej idei nazywali ich bandytami lub faszystami. W środowiskach niepodległościowych mówiło się o nich, żołnierze II konspiracji. Tak naprawdę jednak dopiero nazwa "Żołnierze Wyklęci", termin, który został ukuty przez działaczy Ligi Republikańskiej w latach 90. właściwie określa życiorysy ludzi, którzy wierni tradycji i ideałom patriotycznym podjęli walkę z okupantem sowieckim i z zainstalowanym przez niego w Polsce nieludzkim reżimem komunistycznym. "Żołnierze Wyklęci" prowadzili z komunistami walkę z bronią w ręku, prowadzili walkę na śmierć i życie. Ta walka, która tak długo była zamilczana, a i dzisiaj lewica próbuje ją dyskredytować, trwała bardzo długo, bo od 1944 roku, aż do 21 października 1963 roku, kiedy to zginął ostatni spośród "Żołnierzy Wyklętych" - Józef Franczak ps. "Lalek" z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego ps. "Uskok" w obławie pod Piaskami (woj. lubelskie), a więc prawie 20 lat po wojnie!
To bardzo chwalebny rozdział w dziejach najnowszych naszej Ojczyzny, ale nie ma się co oszukiwać; przeciętny, a bardzo często, nawet wykształcony mieszkaniec Kraju nad Wisłą nie zna go prawie w ogóle. Ale dlaczego? Przecież w miarę samodzielnie myślący człowiek musi zadać sobie pytanie o to, dlaczego można było mówić i pisać i to znowu wcale nie tak pokątnie o Poznańskim Czerwcu z 1956 roku, dlaczego wolno nam było oburzać się za stłumienie wystąpień z marca 1968 roku, dlaczego pozwolono nam czcić poległych z grudnia 1970 roku, dlaczego, pomimo wszystko mogliśmy gromić komunistów za Radom, Ursus i Płock z 1976 roku, dlaczego pozwolono nam głośno cieszyć się Solidarnością w 1980 roku, dlaczego w końcu nie zrelatywizowano całkowicie zła stanu wojennego z 1981 roku, którego autorem był Jaruzelski z całą swoją komunistyczną watahą.
Odpowiedź brzmi zaskakująco prosto: Pozwalano na to wszystko, bo te protesty były jedynie próbą zreformowania systemu socjalistycznego. U przywódców owych wystąpień nigdy nie pojawiła się pokusa zniszczenia komunizmu. To były po prostu kłótnie w rodzinie. Oczywiście zdarzały się jednostki wywrotowe, które domagały się niepodległości i wolnego rynku, ale wówczas przywódcy (?) opozycji (?) glajszchtowali takie indywidua mianem oszołoma i było po sprawie. Jeśli Michnik, Kuroń, Geremek, Małachowski et consorses ogłosili kogoś niegodnym, to człowiek przestawał istnieć. Śmierć cywilna. Koniec. Nie ma. Ci wielcy (?) przywódcy (?) opozycji (?) dobrze zrozumieli, że dla idei międzynarodówki socjalistycznej pamięć o "Żołnierzach Wyklętych" spośród których 20 tys. zostało pomordowanych, a 250 tys. uwięzionych przez komunistów, jest bardzo niebezpieczna, dlatego w artykułach czy esejach autorstwa wyżej wymienionych, które w drugim obiegu ukazywały się jeszcze na początku lat 80., a nawet wcześniej, idee narodowe, niepodległościowe czy wolnorynkowe dyskredytowane były z pasją godną obrony własnego życia w stanie najwyższego zagrożenia.
Zreasumujmy więc; w czasach PRL mieliśmy prawdziwą opozycję niepodległościową i reformatorów socjalizmu. W wyniku jakiegoś "czary, mary" opozycja niepodległościowa w tym również "Żołnierze Wyklęci" w świadomości zbiorowej narodu przestali istnieć, natomiast na przywódców opozycji demokratycznej oraz zbawców społeczeństwa (pojęcie "naród" przez gardło by im nie przeszło) zostali wykreowani reformatorzy socjalizmu. Zastanówmy się nad jeszcze jednym. Skoro komuniści z czystym sumieniem potrafili zabić prawie 20 tyś. żołnierzy podziemia niepodległościowego, to jakim cudem nie potrafili poradzić sobie z garstką bezbronnych reformatorów socjalizmu?
Odpowiedź narzuca się sama. Nie to, że nie potrafili. Nie musieli i nie chcieli. Od lat 70. XX wieku wiadomo im było, że ich ukochany system komunistyczny już zbyt długo nie przetrwa, postąpili więc wedle zasady "ratujmy co się da". A ponieważ wiadomo, że "bliższa ciału koszula niż kontusz", więc reformatorów socjalizmu namaścili na swoich następców. To nie żadna teoria spiskowa tylko najzwyklejsza na świecie "realpolitik" jak mawiają nasi sąsiedzi zza Odry. I tak po 1989 roku reformatorzy poprzebierani za opozycję "poszli w posły i senatory", wzięli media i gospodarkę, w komunistach uznali swoich mentorów w zamian za co lewacki eurosalon szeroko rozwarł przed nimi podwoje. Dziś, po trzydziestu latach funkcjonowania III RP proces zohydzania Wyklętych wcale nie ustał. Nowe gwiazdy Salonu: Engelking, Gross, Grabowski i pomniejsi aktualnie przerabiają ich ze zwykłych bandytów na antysemitów. Czyżby ofiarna miłość Ojczyzny była taką zbrodnią?
Czy za taką Polskę walczyli i ginęli tacy ludzie jak: Danuta Siedzikówna ps. "Inka", rtm. Witold Pilecki ps. "Witold", kpt. Henryk Flame ps. "Bartek", por. Józef Kuraś ps. "Ogień", mjr Zygmunt Szendzielorz ps. "Łupaszko"? Czy za taką Polskę dziesiątki tysięcy patriotów ogarniętych ideą wolności oddało swoje młode życie? Głupio pytać i głupio odpowiadać.
Nie wszyscyśmy jednak o Was "Żołnierze Wyklęci" zapomnieli. Komuniści pochowali Wasze ciała tak, że Waszych grobów odnaleźć nie można, ale nie udało im się na torfowiskach i wysypiskach śmieci zagrzebać pamięci o Was. Przyszedł już czas żeby martwić zaczęli się reformatorzy socjalizmu i ich mocodawcy.
"Historia magistra vitae est". Historia jest nauczycielką życia, a młode pokolenie Polaków pośród półprawd i kłamstw serwowanych im przez współczesnych włodarzy z nadania komunistycznego rozpaczliwie szuka swojej tożsamości. Spójrzcie jednak, bo oto zza pleców kilkudziesięciu utytłanych w kłamstwach blagierów zaczął wyłaniać się cały legion ludzi prawdziwych. Przyjrzyjcie im się, a nie będziecie się musieli wstydzić ani za swoją Ojczyznę, ani za jej historię.
Mirosław Śliwa
Czy autor bierze pod uwagę że nie wszyscy żołnierze wyleci byli postaciami kryształowymi i niektórzy z nich dopuszczali się czynów haniebnych?
Autor o sobie:
W 1991 roku rozpocząłem pracę w Urzędzie Miasta Jastrzębie-Zdrój. W tym okresie wstąpiłem do Unii Polityki Realnej. Radykalny program liberalno ? konserwatywny odpowiadał moim przekonaniom. Szefem koła UPR w Jastrzębiu wybraliśmy Bogdana Chorążyczewskiego. Wspólnie z Januszem Sikorą zaczęliśmy wydawać pismo konserwatywno-liberalne ?W prawo?.
Boj sie, chlopie, Boga.
Prosze nie budowac historii na nowo.
Wielu sposrod tzw. "zolniezy wykletych" bylo zwyklymi bandytami. Ci ludzie nie walczyli o niepodleglosc, ale wlasna wizje niepodleglosci, ktora czesto nie miala nic wspolnego z humanizmem.
Wiekszosc partyzantow objela amnestia. Amnestia nie obejmowala tch, ktorzy dopuszczali sie przestepstw pospolitych.
Skądś ty się urwał.... Mowa o autorze tych wypocin. Tam gdzie postawiłeś te swoje znaki zapytania, to jest właśnie odpowiedź dzięki której możesz teraz pisać te swoje wypociny bez ryzyka,że możesz skończyć tak jak ci których nazwiska wymieniasz i możesz to robić tylko dzięki Kuroniowi, Geremkowi itp. a Wyklęci nie zostali zapomniani też m.in. dzięki ludziom którzy nie bali się przeciwstawiać władzy za komuny. Mozesz być pewny, że większość Wyklętych walczyła właśnie za taką Polskę , jaką mamy od 30 lat a nie o taką o jakiej marzy garstka narodowych socjalistów twojego pokroju.
Tak, wszystko ładnie pięknie. Za kilka lat znowu pojawi się jakiś twór w stylu IPN, powieje wiatr innej historii i nagle się okaże, że oni wcale nie byli tacy cacy. Wznoszenie na piedestały kosztuje, a przyroda nie znosi próżni.