Chleb ze smalcem czy kebab? Co jedzą górnicy?
Praca górnika nie należy do łatwych. Ciężka robota wymaga dobrego jedzenia, dla odpowiednich wartości energetycznych. Czy na przestrzeni lat menu górników uległo zmianie? Czy popularny kebab zastąpił chleb ze smalcem, pasztetem czy śląską kiełbasę?
Od początku powstania kopalń, górnicy pracowali w ciężkich warunkach. Obecnie pomimo najnowocześniejszego sprzętu ciągle jeszcze używa się łopat i kilofów. Sprzęt nie zastąpi ludzkiej ręki, która w górnictwie jest niezbędna. Menu zależy zatem od rodzaju wykonywanej pracy. Co zatem biorą górnicy na „szychta"?
- Najczęściej są to kanapki, które przygotowuje mi żona. Z czym zrobi, z tym zjem. Nie jestem wybredny. Trzeba jednak powiedzieć, że „na dole" smakują one inaczej. To są inne warunki pracy. Do popicia „bąbel woda" czyli woda gazowana – mówi Marcin Spandel, pracujący od 16 lat jako ślusarz-spawacz na kopalni KWK Marcel. Trochę inaczej do sprawy jedzenia podchodzi inny kolega z branży. - Może to zabrzmi dziwnie ale nie biorę jedzenia do pracy. Staram się zjeść przed robotą. Czasem jest to kebab, czasem coś sobie zrobię. Do pracy zabieram tylko wodę – mówi Sebastian Gorzolnik, górnik pracujący przy montażu i konserwacji przenośników.
Zdrowo i kolorowo, ale na zimno
Pani Joanna jest żoną górnika, który pracuje w bardzo ciężkich warunkach, na ścianie. Mąż często wręcz musi się czołgać w pracy. Czasem nie ma czasu zjeść. Nie brakuje też wypadków. - Mąż bierze do jedzenia kanapki z wędliną, serem, jajkiem, rukolą lub inną zieleniną, zależy od pory roku, co jest dostępne. Do tego zawsze jakieś ogórki np. kiszone lub konserwowe do woreczka. Jabłko, banan, grejpfrut. I czasem jakiś cukierek czekoladowy. Koledzy mojego męża biorą wszystko co jest możliwe, co kto lubi. Ogólnie kanapki, a do tego żeby urozmaicić warzywa i owoce. Ogórki kiszone, konserwowe, papryka świeża. Niektórzy mają gotowe potrawki np. z ryżem, jakaś chińszczyzna, jednak wszystko zimne. Tam nie ma możliwości podgrzania – mówi pani Joanna z Lubomi.
A jak sprawa wyglądała kiedyś?
Pytamy Bogusławę Kominek – żonę szczęśliwego emeryta górniczego, który przepracował w KWK Marklowice 28 lat. - Mój chop robiył na grubie za sztajgra na transportowym. Chopu najbardzij na dole smakowoł chlyb ze swojskim fetym, abo z leberwosztym. Jak żech mu chciała zrobić co inkszego to nie chcioł, bo twierdziył, że na dole nie wszystko smakuje tak samo jak na wiyrchu. Tako ciekawostka. Wiycie, robota na dole lekko ni ma. Cima, okyn ni ma, świyżym luftym podychać nie idzie, to trza se inakszy szychta urozmaicić. Jak se na przerwie posiodali, dubliki powyciągali, to se kawały łopowiadali, abo je robiyli. Nasze synki też robiom na grubie. Chop sie staro jak najwiyncyj tej praktycznej wiedzy im przekozać. Jak siednymy wszyscy razym przy stole, to je jedno, czy przi obiedzie, czy przi kawie to sztyjc fedrujom – mówi nam po śląsku pani Kominek.
Jak widać w górnictwie wiele się zmienia, zarówno jeżeli chodzi o sprzęt, jak i jedzenie. Jednak jedno jest pewne: górnik musi dobrze zjeść. Musi też dużo pić, gdyż warunki są bardzo ciężkie. A co po pracy? Czasem kufelek złocistego napoju, a czasem coś mocniejszego też się znajdzie, ale to już zupełnie inny temat.