W pościgu za motocyklem, czyli dzień z życia policjanta z drogówki [ŚWIĘTO POLICJI]

Na początku było karate i motocykle

Nastoletni Jarek, uczeń gimnazjum, przejawiał zainteresowanie do sztuk walk, które trenował z pasją. Potem przyszła fascynacja motorami. Wcześniej jednak zdał egzamin , który pozwolił mu kierować motorowerem. Takie wydawałoby się niewiele znaczące zainteresowania, ale to właśnie one okażą się przydatne w przyszłym zawodzie. Była jeszcze praca na stanowisku pracownika ochrony w jednym z marketów. W końcu zapadła decyzja: „Zostanę policjantem”.  Po policyjnym kursie podstawowym praca w miejscu zamieszkania - Komendzie Miejskiej Policji w Jastrzębiu-Zdroju.

Prewencja, czyli interwencje domowe

Każdy świeżo upieczony policjant zaczyna tak samo. Musi odsłużyć kilka lat w prewencji. To taka szkoła życia – jest tam wszystko, od interwencji domowych, po pijaków zakłócających ciszę nocną i drobnych złodziejaszków w sklepach.

- Pamiętam interwencję w jednym z mieszkań. Kobieta zadzwoniła po pomoc, gdyż dochodziło do przemocy fizycznej wobec niej. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, sprawca uciekł. Poszkodowana miała wyraźne ślady pobicia, oprócz niej w domu było małe dziecko. Nie chciała złożyć zawiadomienia o tym, co się stało. Powiedziałem jej wówczas, czy chce tak żyć i narażać dziecko na takie sytuacje. Później, przypadkowo spotkałem ją na mieście i dowiedziałem się, że nie jest już z tym partnerem. Kobieta także zdecydowała się złożyć dokumenty, aby zostać policjantką -  wspomina mundurowy.

Praca w drogówce nie jest nudna. Fot. KMP Jastrzębie-Zdrój

Innym razem było wezwanie również do przemocy domowej, mężczyzna także uciekł. Tacy bohaterowie, jak widzą radiowóz, to już ich nie ma. Sytuacja była trudna, gdyż miał w ręce duży nóż i stwarzał zagrożenie, ale sytuację udało się opanować.

Takie właśnie interwencje domowe to codzienność policjantów prewencji. Bywa tak, że ich nasilenie jest w weekendy. Ludzie częściej organizują spotkania towarzyskie zakrapiane alkoholem. Zdarzają się kłótnie, spory, czasami pobicia.

Drogówka, czyli służba w białej czapce

Czy praca w Wydziale Ruchu Drogowego, czyli popularnej drogówce jest nudna, nieciekawa? Niewiele się tam dzieje?

- Służby są różne. Nie ma jednej podobnej do drugiej. Czasami niewiele się dzieje i jest spokój, a czasami mamy taki natłok interwencji, że działamy na szybkich obrotach. Zdarzają się pościgi, śmiertelne wypadki, kierowcy jeżdżący pod wpływem alkoholu, czy osoby beztrosko niezapinające pasów lub rozmawiające przez telefon komórkowy - mówi Jarosław Dera.

W tego typu służbie trzeba być gotowym na trudne chwile. Statystycznie więcej ludzi traci życie na drodze, niż w napadach czy innych nieprzewidzianych okolicznościach. Prawie każdy weekend, nie tylko długi, zbiera swoje śmiertelne żniwo.  

- Dostaliśmy wezwanie do mężczyzny, jadącym na motocyklu. Podczas wyprzedzania samochodu ciężarowego nie zachował ostrożności, stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w latarnię. Był to ok. 50-letni człowiek, który zginął na miejscu. Wezwane na miejsce pogotowie nie mogło już pomóc. Często motocykliści zapominają o tym, że podczas takiego manewru pojawia się wiatr boczny i wówczas trzeba odpowiednio zareagować. W tym zdarzeniu wina leżała po stronie ofiary wypadku - mówi pan Jarosław.

Kiedy indziej pijany ojciec wiózł samochodem dziecko i miał „pecha”, bo drogówka zatrzymała go do kontroli. Jak relacjonuje policjant Jarosław Dera, zdziwiony mężczyzna powiedział, że jedzie do przedszkola. Tłumaczenia policjantów, że naraża dziecko, nie robiły na nim wrażenia. Takim tatą zajmuje się później sąd, który stwierdza czy zdrowie i życie pociechy zostało narażone.

Rozmowy kierowców przez telefon, niezapięte pasy bezpieczeństwa czy nieostrożność, a także nieudzielenie pierwszeństwa pieszemu na przejściu to codzienność polskich dróg.

- Kierowcy nie zdają sobie sprawy, że z pozoru takie błahe sytuacje, mogą być przyczyną poważnych wypadków i kalectwa bądź śmierci ich samych, rodziny i innych uczestników ruchu drogowego. Takie osoby nierzadko otrzymują mandaty, gdyż popełniają ciągle te same wykroczenia, a udzielane przez nas pouczenia nie skutkują - relacjonuje policjant.

Miłe i ciężkie przeżycia na służbie

Policjanci drogówki mają w swojej pracy miłe, ale i ciężkie chwile, kiedy na przykład  pomagają na czas dojechać do szpitala, ale też muszą zapukać do drzwi mieszkania i powiadomić rodzinę, że mąż i ojciec zginął w wypadku.

Motocykle to pasja z młodości Jarosława Dery Fot. KMP Jastrzębie-Zdrój

- To są bardzo trudne przeżycia. Nikt nie chciałby nagle otrzymać wiadomości, że bliska mu osoba nagle zmarła w wypadku. Wtedy jednak uświadamiamy sobie, jak ważna jest nasza służba. Każdy wyeliminowany nietrzeźwy na drodze lub kierujący niesprawnym samochodem, to mniej wypadków i więcej bezpieczeństwa dla reszty uczestników ruchu drogowego. Każdy wypisany mandat to sygnał ostrzegawczy, który może zapobiec wypadkom - podkreśla Jarosław Dera.

Czy po przepracowaniu 11,5 lat w policji Jarosław Dera ponownie wybrałby tę ścieżkę zawodową? A może znalazłby inny sposób na życie?

-  Bez wahania powiem – tak. Dla mnie to praca z ludźmi i dla ludzi. Właśnie w drogówce prewencja ma ogromne znaczenie. Jeśli dobrze wykonamy swoje zadania, to na drogach będzie bezpieczniej, zginie mniej ludzi, mniej będzie ciężkich wypadków. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby nas nie było. Szczególnie kiedy mamy okresy wzmożonego ruchu – weekendy, wakacje, ferie. Dla mnie ta praca ma sens – podkreśla policjant Jarosław Dera.

Jarosława Derę można spotkać na ulicach Jastrzębia-Zdroju. Nierzadko porusza się na motocyklu.  Pełni służbę w drogówce, gdzie realizuje swoje pasje motoryzacyjne z czasów młodości.

Katarzyna Barczyńska-Łukasik