Polska cywilizacyjną potęgą? Mają o tym świadczyć dzieci (a w zasadzie ich brak)
Fundacja Nasze Dzieci z Kornic niedawno rozpoczęła kolejną akcję bilbordową, tym razem pytając "Gdzie są te dzieci?" Akcja jednym się podoba, innym nie. Dyskusja rozgorzała. Sam temat - czyli dramatyczne prognozy demograficzne dla naszego kraju - jest ważny, właściwie ekstremalnie ważny.
Niedawno przysłuchiwałem się rozmowie na temat niskiej dzietności Polek. Z jednej strony nie brakowało argumentów, że dzieci rodzi się mało, bo w państwie polskim ciężko wychowywać dzieci, bo matki nie są chronione, bo nie ma gwarancji pracy, bo wychowanie dziecka jest koszmarnie drogie i dziecko może doprowadzić młodą, dopiero co założoną rodzinę do biedy. Jeden z dyskutantów stwierdził jednak, że to nie do końca prawda. A problem niechęci do posiadania dzieci tkwi często w zwykłym wygodnictwie. Podał przykład... swoich dorosłych już dzieci, żyjących w związkach. Mają wszystko, łącznie z mieszkaniami, z kotami i psami, corocznymi wakacjami za granicą. W ich założonych rodzinach na pewno nie ma biedy i ... dzieci właśnie. Rozmówca skwitował to krótko: "wielu młodych dziś dobrze zarabia i chce konsumować życie, a nie rodzić dzieci. Myślą, że mają czas. A potem do głosu dochodzi biologia".
Z ostatniego badania CBOS-u wynika jednak, że przyczyny niskiej dzietności w Polsce to przede wszystkim brak stabilności finansowej i niepewność co do przyszłości. Taki powód braku dzieci wskazało aż 59% badanych. Na drugim miejscu były problemy z sytuacją mieszkaniową – 44%, a następne - obawy kobiet przed utratą pracy – 42%. Rzadziej wskazywano chęć robienia kariery zawodowej przez kobiety (27%). Z kolei 26% wskazywało na trudność z pogodzeniem obowiązków rodzinnych i zawodowych, a 23% poczucie braku wsparcia państwa m.in. w zakresie edukacji i opieki medycznej dzieci. Co ciekawe z raportu Instytutu Badań Strukturalnych autorstwa Małgorzaty Sikorskiej wynika, że od mniej więcej 30 lat deklaracje co do preferowanej liczby dzieci nie ulegają zmianom. Mniej więcej 50% badanych chciałoby mieć dwoje dzieci. Na przestrzeni ostatnich lat wzrosła za to liczba osób, które chciałyby mieć troje dzieci. Z kolei spadła liczba osób, które chciałyby mieć jedno dziecko. Z kolei zaledwie 2% badanych nie chce mieć żadnego dziecka. Te badania przeczą obiegowej opinii, jakoby młodzi ludzie nie chcieli mieć dzieci, bo są wygodni.
Problem musi być chyba jednak głębszy. Nie jesteśmy przecież najbiedniejszym społeczeństwem w Europie. Strach przed utratą pracy? Stabilność finansowa? To nam mogą zagwarantować jedynie tak naprawdę odpowiednie kompetencje, pożądane na rynku. Może przedstawione w badaniu obawy, to pokłosie sentymentów do - słusznie minionych - czasów socjalistycznych, kiedy rzeczywiście państwo gwarantowało pracę i jako taki - równy dla ogółu - poziom życia, oraz często mieszkanie? A może nasz kapitalizm uważany jest za bardziej dziki, niż w innych krajach, a przez to niesprzyjający rodzinom? Być może jednak po prostu najpierw się boimy, później kiedy już się w życiu lepiej ustawimy, to po minionym strachu chcemy kilka lat pożyć wygodnie, a kiedy już zaspokoimy chęć wygodnego życia i zdecydujemy się na potomostwo, to brakuje już biologicznego czasu na rodzenie dzieci, ewentualnie zostaje czas na jedno dziecko? Z jakichś powodów jesteśmy ewenementem. Czy jest się czym martwić? W portalu Money.pl można dowiedzieć się (artykuł "Gdzie te dzieci? Nie ma ich i nie będzie"), że wysoka dzietność z reguły świadczy o niskim poziomie cywilizacyjnym. Najbardziej dzietne państwa świata to zarazem państwa najmniej rozwinięte, takie jak Tanzania, Burkina Faso, Burundi czy Uzbekistan.
Mam wrażenie, że przypadkiem to te same państwa, na których obywateli najbardziej rozwinięte cywilizacje jeszcze nie tak dawno patrzyły dość łakomym okiem. Jako na tych, którzy zapełnią lukę w systemach socjalno-społecznych i zdrowotnych... będącą efektem coraz niższej dzietności.
Artur Marcisz
Chcecie dzieci? To do roboty. Zamiast zmuszać do tego innych, którzy nie chcą.
Właśnie dlatego że nie jesteśmy najbiedniejsi to nie ma dzieci. Znana zasada im biedniejszy kraj tym więcej dzieci. Wystarczy popatrzeć na biedne kraje Azji i Afryki gdzie w jednej rodzinie jest po 6- 10 dzieci i nikomu nie przeszkadza że dzieci nie mają własnych pokoi a często nie mają co jeść. Kiedyś było dużo dzieci dlatego że młodzi nie umieli się zabezpieczyć a nie dlatego że je chcieli. Teraz młodzi to chcą prowadzić wygodne życie a nie bawić się w pieluchy i jakieś obowiązki rodzicielskie. Taki rodzic to ani sobie wypić nie może ani gdzieś wyjechać.
Brak Boga i jego praw prowadzi do takich sytuacji.
Przede wszystkim "ja" i moja wygoda (rozleniwianie kobiet nazywane przez możnych tego świata "uświadamianiem"), niszczenie ludzi przez nadmierną erotyzację (co prowadzi do szkodliwej chemii antykoncepcyjnej i mordowania nienarodzonych), wysokie podatki i niskie pensje, niszczenie rodziny (chcą zbudować nowego człowieka-globalistę, który nie będzie miał więzów rodzinnych).
Brak dzieci lub jedno dziecko w rodzinie to patologią (rzadziej choroba).
Oby Bóg rozjaśnił przyszłym rodzicom w głowach.
Zwierzeta w zoo, jesli nie czuja sie dobrze i bezpiecznie, tez sie nie mnoza.
Zadna gleboka analiza nie jest potrzebna.
Podstawa, to mieszkanie dla młodych, a tego nie gwarantują rządzący. Nie każdy zarabia tyle, aby wybudować dom czy kupić mieszkanie. Gdzie jest państwo?