76. rocznica Marszu Śmierci w Jastrzębiu-Zdroju
Kiedy w styczniu 1945 roku ruszyła zimowa ofensywa Armii Czerwonej, Niemcy podjęli decyzję o ewakuacji KL Auschwitz-Birkenau. Pozostałych przy życiu więźniów uformowano w kolumny i skierowano na zachód. Jedna z nich podążała przez Pszczynę i Jastrzębie do Wodzisławia.
76. rocznica Marszu Śmierci w Jastrzębiu-Zdroju
Było mroźne popołudnie 20 stycznia, gdy pierwsze kolumny więźniów pojawiły się w Bziu Górnym. Ponieważ ściemniało się, Niemcy zarządzili postój w pobliskim Jastrzębiu. Tysiące więźniów rozlokowano w okolicznych zabudowaniach folwarcznych i szkolnych.
Wśród nich był m.in. Stanisław Tomowiak, który po latach tak opisał to wydarzenie: „Po wyczerpującym całodziennym marszu dotarliśmy do Jastrzębia-Zdroju. Po krótkim postoju zapędzono nas do opuszczonego majątku. Ulokowaliśmy się w pustych oborach, na strychach, wszędzie, gdzie było trochę słomy i siana. Zmęczeni i zmarznięci, zjedliśmy to, co kto miał i jakoś przespaliśmy do kolejnego ranka. Po pobudce dowiedzieliśmy się, że jakieś wojska zamknęły nam drogę. Poprawiło się nasze samopoczucie, tylko głód i chłód dokuczał nam bardzo. Zorganizowaliśmy nieco kartofli i ugotowaliśmy je na ogniu we wiadrze z wodą. Po posiłku ogłoszono, że nie pójdziemy dalej. Zostaliśmy w tym majątku bez wyżywienia i możliwości umycia się.”
Nie wszyscy więźniowie mieli szansę na godziwy odpoczynek i ciepły posiłek. Wielu z nich musiało spędzić noc pod gołym niebem. Niektórzy szukali ratunku w oborniku zalegającym na środku placu. Niestety również w ciągu dnia panował siarczysty mróz, a – jak się okazało – więźniów czekał tu jeszcze jeden nocleg. Pokrzepiano się fałszywymi wieściami, że niedaleko są alianci, którzy mogą przynieść upragnioną wolność. Ranek 22 stycznia nie przyniósł jednak polepszenia sytuacji. Niemcy zarządzili zbiórkę, przeliczono ludzi, po czym sformowano kolumny i wyruszono w kierunku Wodzisławia. Tam, po dłuższym oczekiwaniu, więźniów załadowano do wagonów i wysłano w stronę Rzeszy.
Świadkiem tych dramatycznych wydarzeń była miejscowa ludność. Zachowało się wiele relacji opisujących próby ucieczki oraz bestialstwo esesmanów. Wśród nich szczególnie poruszające jest zeznanie Marii Śleziony: „Po lewej stronie ulicy odeszła od kolumny kobieta w bardzo zaawansowanej ciąży. Oparta o mur transformatora trzymała się za brzuch. Kolumna przechodziła, nie zatrzymując się. Nadszedł esesman, przepchnął rodzącą kobietę na prawą stronę drogi na pobocze (…). Więźniarka leżała na śniegu na plecach. Esesman strzelił jej w twarz z pistoletu i drugi raz w brzuch.” Świadkiem innej wstrząsającej historii był Alojzy Myśliwiec: „Jadący motocyklem SS-man wiózł w przyczepce więźnia. W miejscu zbrodni zatrzymał motocykl, kazał więźniowi wysiąść i iść w kierunku skarpy. Wystrzelił do niego serię z automatu, zabijając go na miejscu.” Podobnych przypadków było znacznie więcej.
Widząc nędzę ewakuowanych, wielu jastrzębian podjęło próbę udzielenia pomocy. W takich warunkach, przy nieustannej straży esesmanów z psami, podanie komuś kromki chleba uchodziło za szczyt bohaterstwa. A przecież znaleźli się i tacy, którzy, wykorzystując nieuwagę Niemców, wpuścili pod swój dach uciekinierów. „Przy oknie stały dwie kobiety – czytamy w relacji Róży Dryjańskiej – Nasze wejście przestraszyło je. „Dzień dobry” – powiedziałyśmy. Nikt nie odpowiedział. Wtedy otwarły się drzwi i wszedł mąż. Powiedział dosyć głośno i wesoło: Skoro już tu przyszłyście, to tu zostaniecie”. I zaraz zwrócił się do żony ze słowami: „Stazyja, zrób coś do jedzenia i picia. Na pewno są głodne”.” W ówczesnych realiach taką postawę cała rodzina mogła przypłacić życiem.
Ocenia się, że to właśnie na terenie Jastrzębia udzielono największej pomocy uciekinierom. Ostrożne szacunki mówią o nawet setce uratowanych osób. W przypadku większości z nich nie są znane dalsze ich losy. Warto przy tym podkreślić, że dwie jastrzębskie rodziny po wojnie zostały uhonorowane tytułem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Franciszek i Maria Parzych z Moszczenicy udzielili pomocy co najmniej kilku osobom, wśród których znajdowała się wdowa po znanym działaczu i agencie wywiadu sowieckiego Teodorze Duraczu. W domu Erwina i Gertrudy Mołdrzyk w Jastrzębiu Górnego schronienie znalazły dwie młode Żydówki, które swoich wybawców odnalazły dopiero w 1988 roku!
Niestety siarczysty mróz, głód i bestialstwo Niemców stały się przyczyną śmierci kilkudziesięciu więźniów na terenie ziemi jastrzębskiej. Część z nich spoczęła w zbiorowej mogile tuż przy wejściu na cmentarz parafialny w Jastrzębiu Górnym. Udało się ustalić personalia zaledwie dwóch ofiar: Aurelii Piękosz i Włodzimiery Sawickiej, które straciły życie podczas próby ucieczki.
Miejscowa ludność jeszcze przez długi czas miała w pamięci te tragiczne zdarzenia. Naturalnym odruchem była chęć godnego upamiętnienia ludzi, którzy stracili wówczas życie. Mimo biedy, jaka panowała zaraz po wojnie, lokalna społeczność ufundowała pomnik na zbiorowej mogile obok cmentarza na Górnym. Autorem pięknej rzeźby był miejscowy artysta Jerzy Frey. Jej poświęcenie miało miejsce w 1948 r. Niestety figura anioła trzymającego wieniec i miecz nie przetrwała do naszych czasów. W latach 80. na jej miejscu ustawiono postać nagiego mężczyzny-męczennika. Pomnik wzbudził jednak duże kontrowersje i zastąpiono go postacią Nike z datami powstań śląskich (!). Szybko jednak zreflektowano się, że ktoś pomylił wydarzenia i ostatecznie na mogile stanął fragment muru z cegły, na którym umieszczono pamiątkowe tablice. W tej formie monument przetrwał do dziś. Dwa inne Miejsca Pamięci przypominające o tym tragicznym wydarzeniu znajdują się jeszcze na cmentarzu w Bziu oraz obok Parku Zdrojowego (w miejscu dawnego folwarku).
W styczniu każdego roku jastrzębska społeczność w szczególny sposób wspomina tamte wydarzeniach. Miejscowy oddział PTTK jest organizatorem rajdu pieszego szlakiem Marszu Śmierci, w którym bierze udział młodzież jastrzębskich szkół.
Marcin Boratyn
Tekst pochodzi ze styczniowego numeru Nowin Jastrzębskich