Prawie 1000 uchodźców znalazło schronienie w domach jastrzębian
995 - tyle uciekających przed wojną w Ukrainie osób znalazło schronienie w Jastrzębiu-Zdroju. Aż 944 z nich w domach jastrzębian. Aktualnie w trzech punktach zbiorowego zakwaterowania przebywa jedynie 51 osób.
- Kiedy tylko usłyszałam, że wybuchła wojna i ludzie zaczynają uciekać przez naszą granicę, nawet się nie zastanawiałam. Od razu podjęłam z mężem decyzję, by przyjąć kogoś do domu. Po kilku dniach trafiła do nas Ira z trzyipółletnim synkiem – relacjonuje Aleksandra.
Od prawie 3 tygodni gości w swoim domu uchodźców. Właściwie – w niespełna siedemdziesięciometrowym mieszkaniu. Jej córki - choć są małymi dziewczynkami - słysząc czym jest wojna, postanowiły oddać tymczasowo swój pokój gościom. Osób takich jak Aleksandra są w Jastrzębiu setki. Widząc, jak wiele jest ofert pomocy, pracownicy Urzędu Miasta kilka dni po wybuchu wojny założyli całodobową infolinię. Dzwonią na nią ci, którzy oferują uchodźcom dach nad głową i inne formy wsparcia.
– Na początku telefon nie przestawał dzwonić. Nie nadążaliśmy z odbieraniem. Każdy chciał pomóc tak, jak umie, proponując transport, zakupy, tłumaczenie, opiekę nad dziećmi, lub najczęściej – dach nad głową i wyżywienie – mówią pracownicy obsługujący infolinię.
Dodatkową bazę ofert, z których korzysta Ośrodek Pomocy Społecznej, utworzyli też aktywiści. Do facebookowej grupy „Jastrzębianie solidarni z Ukrainą” dołączyło już 3,5 tysiąca osób. Jastrzębianie zorganizowali setki zbiórek, utworzyli kilka magazynów z żywnością, ubraniami i artykułami gospodarstwa domowego. Do pomocy przyłączyli się harcerze, organizacje pozarządowe, przedsiębiorcy, szkoły, osoby prywatne. Wszyscy. Choć koordynowaniem pomocy zajmuje się OPS, to wszystko nie byłoby możliwe bez zaangażowania mieszkańców.
- Serdecznie dziękuję jastrzębianom, w imieniu swoim i w imieniu wszystkich uchodźców. Mam nadzieję, że nasze serca nadal pozostaną otwarte dla tych, którzy będą tego potrzebowali – mówiła prezydent Anna Hetman podczas koncertu "Jastrzębscy artyści Ukrainie".
Ira i jej syn uciekli z Charkowa z jedną małą torbą i tym, co się w niej zmieściło. Szczoteczki do zębów, bielizna na zmianę, niewiele więcej. Kiedy dotarli do domu Aleksandry, najpierw, jak większość uchodźców, bardzo długo spali. I tak, jak większość, chcą szybko wrócić do domu, choć ich miasto jest zrujnowane. Teraz mają PESEL-e, a chłopiec niedługo pójdzie do przedszkola. Czeka też na wizytę u psychologa.
– Jest dość nerwowy. Na pewno miały na to wpływ syreny, ukrywanie się, a potem ucieczka. Chcemy mu pomóc – mówi Aleksanda.
Ira jest krawcową. Dzięki pomocy mieszkańców ma już swoją maszynę do szycia. Chce szyć, zarabiać na swoje utrzymanie.
– Zrobię wszystko, żeby ją usamodzielnić, żeby mogła sama stanąć na nogi. Jeśli będzie trzeba, pomogę jej w założeniu działalności. Ciężko jej wciąż przyjmować pomoc, chce być niezależna – dodaje Aleksandra.